Pakowanie babeczek

4 kwietnia popołudniu Kaszubki spotkały się, aby zapakować babeczki. Wszystkie wypieki zostały wykonane w kuchni seminaryjnej dzięki uprzejmości s. Bernadetty. Po południu (o godzinie 16) rozpoczęłyśmy pracę związaną z dekorowaniem babeczek - w ruch poszły specjalne "mazaki" do babeczek, a także czekoladowe, kolorowe cukierki. Ze względu na ilość babeczek (około 400), ozdabianie było nie lada wyzwaniem (przy okazji, trzeba było wykazać się niezłym talentem artystycznym; ewentualny talent można było bardzo pozytywnie rozwinąć, ponieważ potrzebowałyśmy ogromnej ilości wzorków - tak, aby każda babeczka była na swój sposób oryginalna; trzeba przyznać, że ciężko będzie znaleźć dwie dokładnie takie same babeczki, ale na pewno jest to ich ogromną zaletą). W ozdabianiu babeczek doszłyśmy już do perfekcji. Podzieliłyśmy się pracą - na początku bardziej skupiłyśmy się na dekorowaniu babeczek (było to dla nas dużo ważniejsze, ponieważ zależało nam, aby babeczki wyglądały ładnie, a zapakować mogłyśmy dopiero udekorowane), a druga część dziewczyn zajęła się przygotowaniem materiałów do pakowania babeczek. Pakowanie babeczek wiązało się z porozcinaniem "nazw" (babeczki były podzielone na "rodzaje", w związku z którymi nadałyśmy poszczególnym babeczkom nazwy), przygotowaniem celofanu (folii, w którą pakowałyśmy poszczególne babeczki), pocięciem rafii, która służyła nam jako wstążeczka do zawiązania poszczególnych "paczuszek" z babeczką. Kiedy już udało nam się ozdobić dosyć dużą ilość babeczek, zmienił się "rozkład sił" i większość dziewczyn zajęło się pakowaniem babeczek (mniejsza część dalej ozdabiała babeczki, regularnie dokładając koleżankom kolejne tacki wypieków do zapakowania). Praca wychodziła nam całkiem sprawnie (śmiałyśmy się, że pracując w takim tempie mogłybyśmy założyć coś w rodzaju "masowej wytwórni"); w kawiarence spędziłyśmy około 6,5 godziny, ale wykonałyśmy od razu wszystko to, co miałyśmy zaplanowane. Wieczorem do salki akademickiej zaczęli przychodzić studenci - kolega Paweł podzielił się z nami drożdżówką, którą sam upiekł (trzeba przyznać, że była naprawdę bardzo w porządku). Wszyscy, którzy patrzyli na naszą pracę, dziwili się, że możemy siedzieć tyle godzin przy pakowaniu babeczek i żadnej nie zjeść. Jak zwykle, od samego początku spotkania, towarzyszyło nam bardzo dużo śmiechu (a przy wspólnej pracy na pewno i śmiech i radość szczególnie się przydają). Świąteczny klimat bardzo nam się udzielił.